Jak Mysza była mała ( bardziej mała niż jest teraz ) , to ja na widok kucyków Pony , Polly Pocket , Barbie i innego tałatajstwa , jako zdeklarowany hendmejdownik , dostawałam dreszczy .
W mojej wyobraźni pojawiały się sielskie obrazki , w których to moje dziecko układało drewniane klocki w kolorze naturalnym , bawiło się zrecyklingowanymi pluszakami , tudzież kartonowymi domkami dla lalek - oczywiście stworzonymi wspólnie w dzień pochmurny i deszczowy .
I chociaż rękodzieło bardzo ją bawi , i lubi wspólne klejenie , i robienie czegoś z niczego , to jednak królewny , kucyki , wróżki , syrenki i inne różowo kojarzące się , w dużej mierze filmowe postacie , stanowią znaczną część pokrywającej jej dywan warstwy zabawek .
Ja odkryłam , że historie , które Mysza odgrywa tymi postaciami wcale nie są tandetne i niekoniecznie muszą prowadzić do zubożenia umysłowego . A szycie dla Barbie jest fajne ;) .
Z rękodzieła pozamyszowego powstały dwa pieczątkowe obrazki wykonane tuszem do tkanin na szarym płótnie .
W kolejce czekają rozpoczęte :
- bezpleckowa sukienka dla Myszy , ze starej bluzki w kolorze brudnego turkusu . Chociaż jak na razie pogoda zdecydowanie wyklucza odzież bezpleckową .......
- filcowa torebka
- swetrowa poszewka na poduszkę
- oraz z cyklu "gniazdowanie" przyszłej matki : porządki , przestawianie , przesuwanie , pakowanie , rozpakowywanie , pranie i prasowanie :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz