Cóż ... Przedświąteczna gorączka nabrała w moim życiu zupełnie nowego znaczenia . Otóż wirusowym zapaleniem gardła zaraziłam się od Myszuni . 18 Grudnia o 14 zaległam na kanapie . 3 dni później było już lepiej , ale..... zrobiło się gorzej ponieważ zaatakowała mnie bakteria . Przyjechał pan doktor z Falcku ( odradzam wzywanie na Bemowie nocnej wyjazdowej pomocy lekarskiej ) , potraktował mnie dość beznadziejnie i na ropną anginę przepisał mi witaminę C i paracetamol , bo uważał , że to nadal wirus ( a gardło już było w kropki ) . O godzinie 2 w nocy po dwóch paracetamolach miałam temperaturę 39.6 . Małżonek mnie wziął czym prędzej do wanny , na krótką i przyjemną kąpiel w zimnej wodzie . Ale ponieważ temperatura spadła tylko do 38.8 i znów zaczęła rosnąć potraktowałam organizm Nurofenem . Organizm posłuchał i o 7 rano miał temperaturę 35.2 . Po czym znów miałam 39.4 i znów miałam 36.0 i tak sobie falowałam . Drugi , miły już Pan Doktor przepisał antybiotyk . W wigilię w końcu nie miałam gorączki , ale gardło nadal było potwornie bolesne . Anginy w życiu miałam bardzo często , ale taką pierwszy raz .....
I tak Święta były nieco mniej świąteczne niż zwykle , ale jednak kilka rzeczy się udało :
Przede wszystkim Mysza aktywnie uczestniczyła w przygotowywaniu papierów i pakowaniu prezentów
Powstała kaloryczna perwersja w postaci indyjskich kulek kardamonowych oraz domowej nutelli
Powstał urodzinowy tort dla Myszy
Powstało też kilka mniej lub bardziej udanych dekoracji , ale już po Świętach więc nie będę się rozwodzić zbyt :)
A w Sylwestra Mysza pierwszy raz w życiu wstała na oglądanie fajerwerków i była zachwycona !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz