Innymi słowy, czy da się osiągnąć pełne serca porozumienie
zatrzymując się w połowie drogi pomiędzy tęsknotami ?
Czy scenariusz : ja troszkę ustąpię , ty troszkę ustąpisz i
będzie dobrze , to jedyna droga ?
Czy o taką drogę w ogóle nam w życiu chodzi ?
Ja co prawda chciałam iść do Gdańska , Ty chciałeś skończyć podróż w Warszawie , padło więc na Toruń . Każdy z nas
nie doszedł tam dokąd zmierzał, nie dostał tego czego pragnął . Ale przynajmniej w miarę po równo .....
Umiejętność zawierania kompromisu traktujemy często jak
najwyższą cnotę . Jako coś szlachetnego , jako pełnię człowieczeństwa . Jako
cenne szukanie wyjścia , tym cenniejsze , że okupione naszą własną - chociaż częściową - stratą i poświęceniem , które przecież gloryfikujemy . Wiele razy
sama o sobie myślałam " o jak pięknie potrafię dla kogoś rezygnować z
siebie , cudownie poświęcam się dla swoich dzieci - to właśnie znaczy bycie
mamą , nie chcę tego robić, ale zrobię - im bardziej się umęczę , tym większą
czuję przecież satysfakcję ". Wiele lat
zajęło mi przeformułowanie swoich przekonań , tak żeby były dla mnie
wspierające .
Kompromis wydaje się być dodatkowo tym bardziej kuszący im
mniej widzimy ...... Jeśli na stole
został ostatni kawałek tortu , a patrzy na niego pięć osób , i każda ma w
głowie zdanie "to ostatni kawałek
!!" dzielenie kawałka na pięć części wydaje się być nieuniknione .... Równocześnie
żaden z czyhających na swoją
"jednąpiątą" nie widzi , że być może nie chodzi mu wcale o ten
konkretny fragment ciasta ......
Jeśli wszystkie pięć
osób zwróci się ku swojemu wnętrzu ,to być
może dostrzeże tam więcej niż chęć na tort.
Może się okazać , że
za gastryczną przyjemnością nie tęskni
tak naprawdę nikt ....... Dwie osoby są po
prostu głodne , jedna potrzebuje równowagi i
pewności , że jest widziana , przez swoich znajomych , i że zostanie
wzięta pod uwagę w procesie dzielenia , a kolejne dwie potrzebują radości , i
to niekoniecznie wyrażonej ilością kalorii .... Po uruchomieniu swoich zasobów
kreatywności , dwie głodne otworzą lodówkę i wspólnymi siłami zrobią sobie
kanapki , lub sałatkę , zaspokajając przy tej czynności swoją i innych potrzebę
kontaktu . Będzie w tej przestrzeni tyle żartów i radości , że nakarmią się nią
te dwie osoby , które być może wcześniej poprawiły by sobie humor tortem, rujnując przy okazji talię . A
ten kto tęsknił za pewnością bycia widzianym , poczęstowany sałatką uzna , że
wystarcza mu sam gest , bo wcale głodny nie jest .
Znika więc czyhanie na szansę podprowadzenia tortu cichaczem
, nie ma pomysłów na szybkie działania przy zgaszonym świetle , nie ma chęci ,
żeby kroić nierówno, nie trzeba radzić jaki podział będzie najrówniejszy, nie
trzeba rezygnować z przydziału - bo nie wypada brać ostatniej porcji .
Jeśli okaże się natomiast , że dla każdej z tych pięciu osób ulubioną strategią na lepszy humor, głód , i
poczucie uwzględnienia jest jednak 1/5 tortowego kawałka to wiem - bo wiele razy tego
doświadczałam - że podzielenie się z nimi ze
świadomością potrzeb , które są w tym kawałku ukryte, będzie o wiele
łatwiejsze, przyjemniejsze i według mnie sprawiedliwe sprawiedliwością , w
którą wierzę . Czyli taką , że sprawiedliwie to nie po równo , tylko po tyle, ile każdy potrzebuje . Wtedy z chęcią oddam
swój kawałek głodnemu , a temu kto potrzebuje pewności , że jest widziany
wręczę jego działkę dzieląc się z nim tym , jak bardzo chcę go uwzględnić, i co
w tym jest dla mnie ważne . Bardzo
głęboko wierzę , że tylko takie patrzenie pozwala dostrzec , jak wiele mamy
zasobów , i jak bardzo jedna strategia ( tort ) w dodatku do podziału ( jedna
piąta porcji, to naprawdę mały kawałek ,
przynajmniej , jak na moje standardy.... ) ograbia nas z pełni satysfakcji .
Powyższe sytuacje są mocno sprzyjające ( dlatego tak łatwo mi w grupach, które umieją mówić
językiem potrzeb, i postanawiają
potrzeby wszystkich traktować równoważnie ) , ale są
jeszcze dwie sytuacje -
szczególne.
Jedna z nich to sytuacja,
w której nie wszystkie osoby z grupy "dzielącej tort" są
świadome swoich prawdziwych potrzeb, jednak niezmiennie wszystkie chcą zatroszczyć się o wzajemną
relację . Wtedy więcej pracy mogą mieć Ci , którzy umieją potrzeby nazywać i
chcą towarzyszyć tym , którzy nie potrafią ich dostrzec i określić . Potrzeba
będzie trochę skupienia i czułości w sprecyzowaniu tego czego nie potrafi nazwać
ktoś inny. Często takiej pomocy potrzebują od nas dzieci.
Druga to taka , w
której dla części grupy relacja nie jest istotna . To sytuacja, w której tak
ogromnie ważna staje się dbałość o związek z samym sobą . O to żeby pozostać w spokoju , wytrwać w swoich
postanowieniach i mieć jasność własnych intencji , ale także akceptować własne trudne emocje , niemoc , bezsilność . I widzieć więcej , niż widać na pierwszy
rzut oka - tylko to pozwala nam nie oceniać innych i siebie .
Gdy wszyscy targujemy się tylko o strategię, z oczu znika nam najważniejsze. Znika
nam intencja . Czyli siła napędowa wszystkich naszych życiowych działań . Gdy targujemy się o strategię , trudno jest
utrzymać postanowienie , że chce się widzieć innych ludzi w ich pełni .
Dodatkowo targowanie sprawia , że znikają ważne dla nas
wartości . Bo przecież gdy targujemy się pomiędzy
sprawiedliwością i niesprawiedliwością - zawsze wygrywa niesprawiedliwość. Gdy
szukamy kompromisu między wolnością i zniewoleniem - zawsze wygrywa zniewolenie
. Gdy targ dotyczy porozumienia lub
nieco mniejszego porozumienia - wygrywa
nieporozumienie . Gdy targujemy sie pomiędzy autentycznością a udawaniem -
zwycięża gra . To trochę jak z drugą
świeżością ......
Czy więc idąc na kompromis w sprawie naszego JA , nie
sprawiamy , że przestaje ono istnieć ? Co nam zostanie gdy pozwolimy komuś
zabrać nasz kawałek prawdy o sobie ? Ta rezygnacja z siebie , nie jest dla mnie
sukcesem i cnotą . Nie jest czymś co chcę widzieć jako szlachetne, godne
pochwały . Jest trudnym doświadczeniem nie
bycia dla siebie wystarczająco ważnym .
Rezygnacja z siebie i łatwość zawierania kompromisów
okupionych własną stratą, często bywa
uznawana za przejaw dojrzałości i odpowiedzialności . Tak jakby utrata jędrności
duszy - utrata entuzjazmu i radości z dbania o siebie i odkrywania tego co dla
nas ważne, a przede wszystkim dbania o bycie widzianym i prawdziwie branym pod
uwagę- była równie nieunikniona , jak
utrata jędrności skóry ....... Że tak musi być, że trzeba się poświęcać, i że przychodzi taki moment , że powinniśmy
przestać być dla siebie ważni - bo wnuki , bo rodzina, bo konwenanse, bo już ,
lub jeszcze nie wypada.
Nie róbmy z siebie przedmiotu kompromisu . Ufam , że nie
będziemy wtedy kazali iść na kompromis
innym . Szukajmy potrzeb ukrytych za
naszymi działaniami i jak już je znajdziemy to szukajmy dobrych dla wszystkich
strategii . Między strategiami możemy skakać i do woli szukać tych , które
optymalnie zaspokajają potrzeby zainteresowanych. Mamy całe mnóstwo zasobów , żeby dbać o
siebie i innych .
Moje ostatnie odkrycie jest takie , że po latach
morderczo pozbawiającego sił szukania kompromisu - na
które to szukanie godziłam się dla zachowania relacji , z kimś kto nie chciał lub nie umiał rozmawiać językiem potrzeb, za to poświęcanie się wynosi na piedestał - trzeba odejść . Czule
opuścić kogoś , kto nie pozwalał mi być sobą,
zarzucając brak gotowości do składania w ofierze jakichś fragmentów siebie . Odejść nie w złości do niego , ale w miłości
do siebie. Licząc na to , że zwycięży
relacja - jeśli nie z nim , to z sobą samym.
Kiedyś sobie tego nie wyobrażałam. Dziś mnie to buduje.
Wiosenna retrospektywa fotograficzna :)
Przetwórstwo zielarskie
Wszystko kwitło
Coś bardzo ważnego się skończyło, ale jest równocześnie pięknym początkiem.....
Jedliśmy fraktale!
Zwierzątka otrzymały jakościową przestrzeń mieszkalną