poniedziałek, 6 maja 2019

CZY IDĄC DO WARSZAWY DA SIĘ BYĆ W GDAŃSKU BĘDĄC W TORUNIU ?


Innymi słowy, czy da się osiągnąć pełne serca porozumienie zatrzymując się w połowie drogi pomiędzy tęsknotami ?
Czy scenariusz : ja troszkę ustąpię , ty troszkę ustąpisz i będzie dobrze , to jedyna droga ?
Czy o taką drogę w ogóle nam w życiu chodzi ?
 Ja co prawda chciałam iść do Gdańska , Ty chciałeś skończyć podróż w Warszawie , padło więc na Toruń . Każdy z nas nie doszedł tam dokąd zmierzał, nie dostał tego czego pragnął . Ale przynajmniej w miarę po równo .....
Umiejętność zawierania kompromisu traktujemy często jak najwyższą cnotę . Jako coś szlachetnego , jako pełnię człowieczeństwa . Jako cenne szukanie wyjścia , tym cenniejsze , że okupione naszą własną -  chociaż częściową - stratą i poświęceniem  , które przecież gloryfikujemy . Wiele razy sama o sobie myślałam " o jak pięknie potrafię dla kogoś rezygnować z siebie , cudownie poświęcam się dla swoich dzieci - to właśnie znaczy bycie mamą , nie chcę tego robić, ale zrobię - im bardziej się umęczę , tym większą czuję przecież satysfakcję  ". Wiele lat zajęło mi przeformułowanie swoich przekonań , tak żeby były dla mnie wspierające .
Kompromis wydaje się być dodatkowo tym bardziej kuszący im mniej widzimy ...... Jeśli  na stole został ostatni kawałek tortu , a patrzy na niego pięć osób , i każda ma w głowie zdanie  "to ostatni kawałek !!" dzielenie kawałka na pięć części wydaje się być nieuniknione .... Równocześnie żaden  z  czyhających na swoją "jednąpiątą"  nie widzi  , że być może nie chodzi mu wcale o ten konkretny fragment ciasta ......
Jeśli  wszystkie pięć osób zwróci się ku swojemu wnętrzu ,to  być może dostrzeże  tam więcej niż  chęć na tort.
 Może się okazać , że za gastryczną przyjemnością  nie tęskni tak naprawdę nikt .......  Dwie osoby są po prostu głodne , jedna potrzebuje równowagi i  pewności , że jest widziana , przez swoich znajomych , i że zostanie wzięta pod uwagę w procesie dzielenia , a kolejne dwie potrzebują radości , i to niekoniecznie wyrażonej ilością kalorii .... Po uruchomieniu swoich zasobów kreatywności , dwie głodne otworzą lodówkę i wspólnymi siłami zrobią sobie kanapki , lub sałatkę , zaspokajając przy tej czynności swoją i innych potrzebę kontaktu . Będzie w tej przestrzeni tyle żartów i radości , że nakarmią się nią te dwie osoby , które być może wcześniej poprawiły by sobie  humor tortem, rujnując przy okazji talię . A ten kto tęsknił za pewnością bycia widzianym , poczęstowany sałatką uzna , że wystarcza mu sam gest , bo wcale głodny nie jest  .
Znika więc czyhanie na szansę podprowadzenia tortu cichaczem , nie ma pomysłów na szybkie działania przy zgaszonym świetle , nie ma chęci , żeby kroić nierówno, nie trzeba radzić jaki podział będzie najrówniejszy, nie trzeba rezygnować z przydziału - bo nie wypada brać ostatniej porcji .
Jeśli okaże się natomiast , że dla każdej z  tych pięciu osób  ulubioną strategią na lepszy humor, głód , i poczucie uwzględnienia jest jednak 1/5  tortowego kawałka to wiem - bo wiele razy tego doświadczałam - że podzielenie się z nimi ze  świadomością potrzeb , które są w tym kawałku ukryte, będzie o wiele łatwiejsze, przyjemniejsze i według mnie sprawiedliwe sprawiedliwością , w którą wierzę . Czyli taką , że sprawiedliwie to nie po równo , tylko po tyle,  ile każdy potrzebuje . Wtedy z chęcią oddam swój kawałek głodnemu , a temu kto potrzebuje pewności , że jest widziany wręczę jego działkę dzieląc się z nim tym , jak bardzo chcę go uwzględnić, i co w tym jest dla mnie ważne .  Bardzo głęboko wierzę , że tylko takie patrzenie pozwala dostrzec , jak wiele mamy zasobów , i jak bardzo jedna strategia ( tort ) w dodatku do podziału ( jedna piąta porcji,  to naprawdę mały kawałek , przynajmniej , jak na moje standardy.... ) ograbia nas z pełni satysfakcji  .
Powyższe  sytuacje są mocno sprzyjające ( dlatego tak łatwo mi w grupach, które umieją mówić językiem potrzeb, i  postanawiają potrzeby wszystkich traktować równoważnie )  , ale są  jeszcze dwie sytuacje -  szczególne.
Jedna z nich to sytuacja,  w której nie wszystkie osoby z grupy "dzielącej tort" są świadome swoich prawdziwych potrzeb, jednak niezmiennie  wszystkie chcą zatroszczyć się o wzajemną relację . Wtedy więcej pracy mogą mieć Ci , którzy umieją potrzeby nazywać i chcą towarzyszyć tym , którzy nie potrafią ich dostrzec i określić . Potrzeba będzie trochę skupienia i czułości w sprecyzowaniu tego czego nie potrafi nazwać ktoś inny. Często takiej pomocy potrzebują od nas dzieci.
Druga to  taka , w której dla części grupy relacja nie jest istotna . To sytuacja, w której tak ogromnie ważna staje się  dbałość o związek z samym sobą . O to żeby pozostać w spokoju , wytrwać w swoich postanowieniach i mieć jasność własnych intencji , ale także akceptować  własne trudne emocje , niemoc , bezsilność  . I widzieć więcej , niż widać na pierwszy rzut oka - tylko to pozwala nam nie oceniać innych i siebie .
Gdy wszyscy targujemy się tylko o strategię,  z oczu znika nam  najważniejsze. Znika nam intencja . Czyli siła napędowa wszystkich naszych życiowych działań .  Gdy targujemy się o strategię , trudno jest utrzymać postanowienie , że chce się widzieć innych ludzi w ich pełni .  
Dodatkowo targowanie sprawia , że znikają ważne dla nas wartości  .  Bo przecież gdy targujemy się pomiędzy sprawiedliwością i niesprawiedliwością - zawsze wygrywa niesprawiedliwość. Gdy szukamy kompromisu między wolnością i zniewoleniem - zawsze wygrywa zniewolenie .  Gdy targ dotyczy porozumienia lub nieco mniejszego porozumienia  - wygrywa nieporozumienie . Gdy targujemy sie pomiędzy autentycznością a udawaniem - zwycięża gra .  To trochę jak z drugą świeżością ......
Czy więc idąc na kompromis w sprawie naszego JA , nie sprawiamy , że przestaje ono istnieć ? Co nam zostanie gdy pozwolimy komuś zabrać nasz kawałek prawdy o sobie ? Ta rezygnacja z siebie , nie jest dla mnie sukcesem i cnotą . Nie jest czymś co chcę widzieć jako szlachetne, godne pochwały .  Jest trudnym doświadczeniem nie bycia dla siebie wystarczająco ważnym .
Rezygnacja z siebie i łatwość zawierania kompromisów okupionych własną stratą,  często bywa uznawana za przejaw dojrzałości i odpowiedzialności . Tak jakby utrata jędrności duszy - utrata entuzjazmu i radości z dbania o siebie i odkrywania tego co dla nas ważne, a przede wszystkim dbania o bycie widzianym i prawdziwie branym pod uwagę-  była równie nieunikniona , jak utrata jędrności skóry ....... Że tak musi być, że trzeba się poświęcać,  i że przychodzi taki moment , że powinniśmy przestać być dla siebie ważni - bo wnuki , bo rodzina, bo konwenanse, bo już , lub jeszcze nie wypada.  
Nie róbmy z siebie przedmiotu kompromisu . Ufam , że nie będziemy wtedy kazali  iść na kompromis innym .  Szukajmy potrzeb ukrytych za naszymi działaniami i jak już je znajdziemy to szukajmy dobrych dla wszystkich strategii . Między strategiami możemy skakać i do woli szukać tych , które optymalnie zaspokajają potrzeby zainteresowanych.  Mamy całe mnóstwo zasobów , żeby dbać o siebie i innych .  
Moje ostatnie odkrycie jest takie , że  po latach morderczo pozbawiającego sił szukania kompromisu  -  na które to szukanie godziłam się dla zachowania relacji , z kimś kto nie chciał lub nie umiał rozmawiać językiem potrzeb, za to poświęcanie się wynosi na piedestał  - trzeba odejść . Czule opuścić kogoś , kto nie pozwalał  mi być sobą,  zarzucając  brak gotowości do składania w ofierze jakichś fragmentów siebie  . Odejść nie w złości do niego , ale w miłości do siebie.  Licząc na to , że zwycięży relacja - jeśli nie z nim , to z sobą samym. 
Kiedyś sobie tego nie wyobrażałam. Dziś mnie to buduje.

Wiosenna retrospektywa fotograficzna  :) 

Przetwórstwo zielarskie  




 Wszystko kwitło




 Coś bardzo ważnego się skończyło, ale jest równocześnie pięknym początkiem.....


 Jedliśmy fraktale!


 Zwierzątka otrzymały jakościową przestrzeń mieszkalną 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz